Ludzka szarańcza czy oszczędzanie energii?
PO KTÓREJ STRONIE JESTEŚ?
Ścinanie emisji jest naturalnym procesem, który może przybrać dwie formy. Pierwsza odwołuje się do ekonomii prawdy. Mówi ona, że każdy powinien płacić własne rachunki. Np. produkcja mięsa wiąże się ze sporymi emisjami. Dodatkowo spożycie mięsa przyczynia się do wielu chorób (raka, układu krążenia, cukrzycy). Powoduje też znaczące wylesianie, a co za tym idzie spadek różnorodności biologicznej. Wszystkie te konsekwencje kosztują ogromne pieniądze. Nic z tego nie jest uwzględnione w cenie mięsa. Nazywamy to eksternalizacją kosztów. Gdyby te koszty uwzględnić, mięso byłoby bardzo drogie. Wiele osób nie mogłoby sobie pozwolić na jego jedzenie, co spowodowałoby spadek produkcji mięsa i w konsekwencji spadek emisji. Mięso jest tylko jednym z przykładów. Obecnie wszystko jest za tanie, bo esternalizujemy koszty. To nazywam ekonomią kłamstwa. Gdyby więc uczciwie stanąć w prawdzie, to okazałoby się, że na wiele rzeczy nas nie stać. Nasze konsumpcyjne rozpasanie zostałoby naturalnie ograniczone, a co za tym idzie spadłyby emisje.
Drugi sposób będzie miał miejsce, gdy dalej będziemy się oszukiwać. Żyjąc w kłamstwie i dalej emitując na potęgę prowokujemy katastrofę. Jej skutki prawdopodobnie zmiotą naszą cywilizację z planszy i pociągną za sobą rzesze ofiar. Ludzka populacja zostanie zredukowana, a technologicznie cofniemy się o setki lat. I w tych warunkach emisje radykalnie spadną. Ten scenariusz nie jest niczym niezwykłym w naturalnym świecie. Takie procesy mają miejsce w sytuacji, gdy jakiś organizm ma idealne warunki do rozwoju, np. szarańcza znajduje monokulturę w postaci jakiejś rozległej uprawy. Rozmnaża się więc na potęgę, bo jedzenia jest dużo. Nazywamy to zjawisko w biologii gradacją, albo masowym pojawem. Później jedzenia jest coraz mniej, aż w końcu populacja się załamuje. Następuje wymieranie, aż zostanie osiągnięty nowy punkt równowagi. My ludzie stworzyliśmy cywilizację, która ma cechy monokultury. Mamy festiwal konsumpcji. Rośniemy na potęgę. Ale zasoby kurczą się coraz bardziej, zmiany środowiskowe postępują, co ostatecznie doprowadzi do załamania i ustalenia nowego punktu równowagi. Tak właśnie działa przyroda. A my jesteśmy bardzo podobni do szarańczy. Nie ma w tym nic niezwykłego. No może tylko tym się różnimy od szarańczy, że możemy cały ten proces zreflektować i zawczasu (unikając katastrofy) samoograniczyć się, jak w pierwszej formie.
(Opracował: Ryszard Kulik)
Zapraszamy do współpracy z Do Prawdy! Kontakt: kontakt@doprawdy.info