Wielkie przyspieszenie versus umiar, który może nas uratować

Biorąc pod uwagę wąską perspektywę ludzkich celów, aspiracji i ambicji związanych z rozwojem cywilizacyjnym, można powiedzieć, że odnieśliśmy spektakularny sukces. Jego miarą jest rozrost ludzkiej populacji szczególnie w ostatnich dziesięcioleciach. U progu rewolucji neolitycznej świat zamieszkiwało 5 mln ludzi. Aby podwoić tę liczbę, ludzkość potrzebowała aż 5 tysięcy lat. Na początku naszej ery ludzi było około 250 mln. Podwojenie tej liczby zabrało już tylko 1500 lat. Pierwszy miliard przekroczyliśmy w 1820 roku, kolejny w 1930 roku. Dalsze podwojenia przychodziły po 44 i 48 latach (w 2022 roku populacja przekroczyła liczbę 8 mld).

Za tymi imponującymi wskaźnikami idą jednak koszty, których nie da się nie dostrzegać. Przede wszystkim są one związane z ograniczeniami środowiskowymi, które rosnąca ludzka populacja musi brać pod uwagę, a które wciąż niestety są marginalizowane. Wielkie przyspieszenie ma lustrzane odbicie w postaci kosztów środowiskowych, takich jak: emisje gazów cieplarnianych, zużycie zasobów i szybkie tempo wymierania gatunków. To prawdziwa eksplozja niepokojących zjawisk, które narastają równie szybko jak wskaźniki naszego rozwoju. Szczególnie alarmująca jest skala zanikania gatunków, które wymierają w tempie tysiąc razy szybszym, niż gdyby działo się to w wyniku naturalnego procesu.

Rozwijamy cywilizację jako nasz ludzki sposób na lepszą adaptację do warunków środowiskowych. W tym znaczeniu osiągnęliśmy sukces ewolucyjny. Paradoksalnie jednak sukces ten staje się nieadaptacyjny, grozi bowiem trudną do wyobrażenia katastrofą mogącą nas zmieść z dziejowej planszy. Im wyższy dobrostan, tym większe są koszty z nim związane. Im silniej dążymy do przyjemności, tym większe cierpienie prowokujemy.

Natura rzeczywistości przypomina wahadło, które oscyluje wokół punktu równowagi. Rozhuśtaliśmy je do granic możliwości, wychylając jego ramię w jedną stronę – komfortu i wygody, tym samym powodując analogiczny ruch w stronę przeciwną. A widząc to niebezpieczeństwo coraz wyraźniej, bynajmniej nie odpuszczamy, a nawet tym mocniej próbujemy utrzymać dotychczasowy trend, prowokując jeszcze większą katastrofę.

Nie chodzi o to, by zatrzymać rozwój. Nie chodzi o to, by powrócić do jaskiń. Potrzebne są jedynie umiar i powściągliwość w szaleńczym pędzie, który wywołaliśmy. Wszyscy potrzebujemy drogi środka. Cała cywilizacja jej potrzebuje – by przetrwać.


(Opracował: Ryszard Kulik)

Zapraszamy do współpracy z Do Prawdy! Kontakt: kontakt@doprawdy.info